Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stała zupełnie spokojnie w cieniu baniek do mleka, z zaciśniętemi wargami, z rękoma zaciśniętemi w twarde pięści; a młody Morland patrzał na nią ze swego okna...

2.

Sama nie wiedziała, jakim cudem znalazła się na ławce na Trafalgar Square. Łzy przesłoniły jej mgłą tłum, przewalający się po ulicach w ten letni wieczór. Oczy jej śledziły mechanicznie światła reflektorów, ćwiartujące niebo mlecznemi drogami, zda się bez celu. Wszystko wokoło było cudownie piękne, niebo było ciemne, granatowe, księżycowa poświata srebrzyła wieżę św. Marcina i budziła wielkie bloki kamienne do jakiegoś tajemniczego, zaklętego życia. Nawet lwy ożyły i patrzyły w dal ponad zalaną światłem księżyca pustynię, po której poruszały się małe ludzkie postacie, niewarte nawet jednego skinienia łapą. Siedziała, okrutnie zbolała, jakby tęsknota wszystkich opuszczonych serc w mieście zbiegła się w jej piersi. Dzisiejszej nocy odczuwała ją sto tysięcy razy silniej; ubiegłej nocy bowiem odurzało ją nowe uczucie triumfalnego spełnienia miłości. A teraz miała wrażenie, jakby ją życie postawiło w kącie olbrzymiego, głuchego pokoju, zagasiwszy płomień radości, zamknąwszy drzwi na klucz. Krótkie, suche łkanie wyrwało się z jej piersi.
Łąka pełna siana. Cyryl z koszulą rozchyloną u szyi, ładuje siano na wóz i patrzy na nią, zgarniającą grabiami od niechcenia nieliczne pozostałe źdźbła. Lśniąca rzeka, łódka zaciągnięta na płytki brzeg, a nad nimi w szybkim locie jaskółki! I ten długi taniec, kiedy czuła jego rękę między łopatkami! Wspomnienia tak słodkie i tak szarpiące, że o mało nie zapłakała wgłos. Ujrzała znowu ciemny, trawą zarosły podwórzec Opactwa, i białą sowę, lecącą nad nimi. Biała sowa! Pewnie unosi się