Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kroku. Noel mijała rozwalone domy. Małe dwukołowe wózki terkotały po bruku, wielkie wozy ciężarowe toczyły się szparko jezdnią. Hydroplany i aeroplany poruszały się wysoko w prześwietlonej mgle, niby wielkie ptaki, a wszędzie naokoło widać było ludzi w mundurach. Noel jednak pragnęła widoku morza. Skierowała się ku zachodowi, zmierzając do malej zatoki; siadła na kamieniu i rozpostarła ramiona, by skąpać twarz i piersi w słońcu. Przypływ osiągnął już prawie punkt najwyższego nasilenia; lśniąco-błękitne morze pokryte było drobnemi falami; leżało przed nią szerokie i wolne; jakże małe i krótkotrwałe wydawało się w porównaniu z niem wszystko, co ludzkie! Działało kojąco na Noel, jak przyjaciel, który pociesza. Morze było wprawdzie okrutne i groźne, umiało robić straszliwe rzeczy i straszliwe rzeczy działy się teraz na niem; a jednak jego rozległa płaszczyzna, jego nieustający śpiew i ożywcza woń były dla niej możliwie najlepszem lekarstwem. Z dziecinną radością rozcierała palcami piasek, pełen muszli; zdjęła buciki i pończochy i brodziła po płytkim brzegu, a potem usiadła i suszyła nogi w słońcu.
Kiedy opuszczała małą zatokę, miała wrażenie, jakby jej ktoś powiedział: — Twoje troski są bardzo małe. Masz tu słońce, powietrze i morze; ciesz się niemi. Tego ci nikt nie odbierze.
W szpitalu musiała czekać pół godziny w małym, nagim pokoju, zanim Jerzy wszedł.
— Nolli! Wspaniale. Mam godzinę wolną. Wyjdźmy z tego cmentarza. Mamy czas na porządny spacer po wzgórzach. Bardzo to ładnie, żeś przyjechała do mnie. Co słychać w domu?
Kiedy skończyła, uścisnął jej ramię.
— Wiedziałem, że to do niczego nie doprowadzi. Twój tatuś zapomina, że jest osobą oficjalną i że każdy żąda, by wszystko wokoło niego było uroczyście przy-