Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ DRUGI.
1.

Edward Pierson opuścił mroczny pokój dziecinny w obawie, że nie zdoła opanować wzruszenia. Wślizgnął się do swej sypialni i padł na kolana koło łóżka, cały pochłonięty widzianym przed chwilą obrazem. Młoda postać jego córki w błękitnej, jak u madonny szacie i aureoli złotych włosów; dziecko śpiące w półmroku; cisza i świętość tego białego pokoju! Przed oczyma jego stanęła też wizja przeszłości, kiedy Noel sama była takiem dzieckiem, śpiącem w ramionach matki, a on stał obok, pełen czci i podziwu. Nadziemska wizja znikła, a wraz z nią czar świętości, właściwej wszelkiemu pięknu; pozostała jeno okrutna prawda życia. Ach! Żeby można żyć tylko życiem wewnętrznem, życiem duszy w poczuciu piękna i zachwycenia, jakie owładnęło nim przed chwilą!
Klęczał w swym wąskim, mnisim pokoiku; budzik tykał; wieczorna godzina zapadała w ciemność.
Klęczał ciągłe jeszcze, bojąc się powrotu do rzeczywistości, bojąc się spojrzeć życiu w oczy, bojąc się ludzkich języków i zetknięcia z szorstkim, nieokrzesanym, ordynarnym światem. Jak zdoła ochronić swe dziecko? Czy zdoła zachować ją przez całe życie taką, jaką ją