Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zwierzęta, owady, którym się razem przypatrywali. Ich młodość, zapał i zaufanie, z jakiem się do niego odnosiły, dały mu tyle ciepła i radości. Jeżeli wszystkie te wspomnienia były prawdą, to rzeczywistość z pewnością nie mogła być prawdą. Poczuł nagle, że musi prędko wracać do domu, iść prosto do Noel i powiedzieć jej, że postąpiła okrutnie wobec niego, lub upewnić się, że była w owej chwili nieprzytomna. Uniósł się nagłym gniewem, który wzrastał z każdą chwilą. Gniew jego skierował się przeciw Noel, przeciw wszystkich ludziom, przeciw samemu życiu. Wetknął ręce głęboko w kieszenie cienkiego, czarnego palta i wszedł do wąskiego, oświetlonego tunelu stacji kolejki podziemnej, który prowadził zpowrotem w tłumne ulice. Nim jednak doszedł do domu, gniew opuścił go zupełnie; jedynem uczuciem, jakie go wypełniało, było niesłychane znużenie. Minęła już dziewiąta, zrozpaczone dziewczęta sprzątnęły już ze stołu. Noel poszła na górę do swego pokoju. Nie miał na nic odwagi, siedział więc bez kolacji przy swym małym fortepianie; palce jego wędrowały po klawiszach, uderzając miękkie smutne akordy; może Noel słyszała lekkie, drżące tony muzyki poprzez swe niespokojne sny. Trwał tak przy fortepianie, aż do czasu, kiedy musiał iść na sylwestrowe nabożeństwo o północy.
Po powrocie otulił się kocem i położył się na starej kanapie w swym gabinecie. Kiedy służąca weszła następnego ranka, aby wyczyścić kominek i podłożyć ogień, zastała go jeszcze śpiącego. Stanęła i przypatrywała mu się; uczucie czci odmalowało się na jej szerokiej, miłej, świeżej buzi. Pierson leżał z twarzą opartą na dłoni, ciemne, lekko siwiejące włosy nie były rozwichrzone, tak, jakby się nie był przez całą noc poruszył; drugą ręką przyciskał do piersi koc, z pod którego wyglądały obute nogi. Oczom młodej dziewczyny wydawał się straszliwie zaniedbany. Spoglądała z zacieka-