Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stojący na środku ulicy? Spójrz pan, prąd opływa go, jakby chciał go zmyć z powierzchni; a jednak kościół stoi i zdaje się nie widzieć, co się wokół niego dzieje. Gdybym był fantastą, ułatwiłoby mi to sprawę, ale być fantastą to zbyt proste dla mnie — ci panowie romantycy biorą sobie co chcą, skąd chcą i to im wystarcza. Moi, je suis réaliste. I wobec tego, monsieur, wpadłem na pomysł. Nad głową siedzącego przy fortepianie Piersona maluję obraz, wiszący na ścianie — jedną z tych młodych dziewczyn wielkomiejskich, które nie mają w sobie żadnej tajemniczości, żadnej młodości; nic jeno zuchwałość i dobry humor i trochę powierzchownego wykształcenia. Monsieur le cure patrzy na nią, ale jej nie widzi. Chcę, żeby twarz tej dziewczyny była twarzą modnego życia, a on ma się patrzeć na nią, nie widząc jej zupełnie. Jak się panu mój pomysł podoba?
Ale Fort poczuł coś, jakby bunt; uczucie takie szybko ogarnia człowieka czynu, gdy przysłuchuje się artyście.
— Jest coś w tem — rzekł krótko; — a mimo to, monsieur, stoję po stronie współczesnego życia. Weź pan naprzykład te młode dziewczyny i tych żołnierzy. Mimo całej lekkomyślności i wulgarności — gdyż muszę przyznać, że są wściekle wulgarni — jednak to wspaniali ludzie, znoszą z równym spokojem uśmiechy, jak przeciwności losu; wszyscy „spełniają swój obowiązek“, wie pan, i borykają się z tym dziś szczególnie wstrętnym światem. Z estetycznego punktu widzenia są może pożałowania godni, ale czy można nie przyznać, że summa summarum ich filozof ja przewyższa wszystko, cośmy dotychczas mieli? Niema dla nich niczego świętego, to prawda; ale trzymają się dzielnie.
Malarz, który zdaje się wyczuwał, że na jego ideje powiało chłodem, wzruszył ramionami.
— Te rzeczy mnie nie obchodzą, monsieur; utrwa-