Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

miał słabość do trzymania swej załogi w ciągłem pogotowiu marynarskiem i przy lada okazji urządzał jej alarmy pożarowe, szalupowe, „człowiek za burtą“, „dryf“ i tym podobne imprezy, zmierzające wyraźnie do tego, żeby nikt się nie ruszył z miejsca, gdy naprawdę zajdzie potrzeba jednego z tych terminowych zabiegów. Logika postępowania kapitana była zupełnie jasna i zrozumiała, gdyż niezależnie od tego, czy statek zatonie czy się spali, wraz z załogą czy bez niej — rodzina kapitana, żyjąca w Sztokholmie, otrzyma bezwątpienia wysoką premję asekuracyjną.
Georges był tego samego zdania co i większość załogi o celu alarmu szalupowego. To też jak tylko John, trzymając wyłowioną czapkę w ręku, zeskoczył z rostrów na pokład, Georges zbliżył się doń i wyciągając rękę rzekł:
— Dawaj mi, brachu, moją czapkę!
— Co? — zdumiał się John — jakiem prawem żądasz, bym ci oddawał swoją czapkę?
— Ja nie chcę twojej, tylko tę, którą żeś teraz wyłowił.
— Sam mówisz, żem ją wyłowił.
— Tak, ale ja tę czapkę zauważyłem pierwszy!
— Więc cóż z tego, żeś zauważył?
— A cóż z tego, żeś wyłowił?