Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



Pieśń druga.

I.

Wiatr hucząc wzdyma Hellespontu wody,
Jak w owéj strasznéj i pamiętnéj nocy,
Gdy urągając z fal i niepogody,
Piękny, szlachetny, odważny i młody,
Kochanek w bogów zaufał pomocy,
I sam zwiedziony nadzieją opieki,
Nadzieje lubéj omylił na wieki!

Lecz ach! gdy ujrzał, że z wieży jéj wierzchu,
Hasło jéj, lampa połyska się w zmierzchu:
Cóż, że mógł widziéć, jak niebo się chmurzy,
Że go krzyk ptastwa ostrzegał o burzy?
Że wiatry w górze, ryk wałów u dołu,
Zdały się grozić i radzić pospołu?
On, pełen uczuć i nadziei błogich,
Nie baczył znaków, ni głosów złowrogich;
Na światło tylko kochanki spoglądał,
Gwiazdę miłości! — i innych nie żądał,
Kochanki tylko śpiew słyszał z daleka:
„Śpiesz się, mój luby! kochanka cię czeka!“
Stara to powieść, lecz zawsze i wszędzie
Miłość ją lubić i powtarzać będzie.