Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Z Kilu, ewentualnie z Kuxhaven, z Ostendy lub z któregoś z portów angielskich czy północnofrancuskich znacznie jest bliżej do morza Niemieckiego, niż od nas. Dlatego, wielce szanowni panowie, Gdańszczanie, których o głupotę lub niedołęstwo chyba posądzać nie można, swej własnej dalekomorskiej floty rybackiej nie mają i bynajmniej nie pragną. Wiedzą oni mianowicie, że skutkiem większej odległości więcej kosztowałby również materjał opałowy i wogóle większe byłyby wszelkie koszta, zaś ryba byłaby im dostarczona później, niż gdzie indziej. Że zaś tu idzie o tak zwany produkt masowy, przy którym grosz na centnarze odgrywa już pewną rolę, przeto jasnem jest, że kalkulacja ryby przywiezionej z tak daleka, musiałaby być wyższa od kalkulacji konkurencji, nie mówiąc już o tem, że z chwilą, kiedy te ryby oddanoby do przerabiania, przetwory konkurencji, gotowe wcześniej, już zalałyby rynek.
Z tych to powodów Gdańszczanie zamiast osobiście fatygować się na dalekie morza, wolą sprowadzać ryby z Kuxhaven koleją, przyczem nie ponoszą ani kosztów utrzymania i restauracji floty rybackiej, ani olbrzymich kosztów, połączonych z samemi połowami, ani wreszcie żadnego ryzyka.
Tak na pytanie dotyczące dalekomorskiej floty rybackiej odpowiedziałby nam z pewnością dbający o swój interes polski handlarz ryb.
Przypuszczam, że nic więcej w tej materji dodawać nie potrzebuję.
Nie wynika z tego bynajmniej, abyśmy nie mieli zaopatrywać swych rybaków w motorówki i sieci, umożliwiające im rybołówstwo dalej od brzegu. Jest to nawet konieczne, bo, mimo wszystko, co o wspaniałych rzekomych połowach łososi, szprotów, a nawet fok prasa nasza radośnie wypisuje, rybacy nie bez racji twierdzą, że ryba stale od brzegów naszych się oddala. Nie należy też lekceważyć naszego morskiego

311