Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powiesz prawdę! Co pana denerwuje? Co pana niepokoi?
— Mam być szczery?
— Jaki stalowy blask ma zatoka w tej chwili. Skąd ta chmura, która ją przesłania?
— Powiedz pan zaraz, tylko szczerze, bez wykrętów.
Doprawdy, czarna chmura idzie od drugiego brzegu.
— Powiedzieć? Więc — pani Łucja!
Nad tem trzeba się będzie dobrze zastanowić, trzeba zrozumieć, czy to wciąż jeszcze uczucie, czy też tylko niepotrzebny zamęt...
— Bo jednak ona, choć bardzo mądra, jest dziwnie pusta...

Dwie Marysie.

Obie panienki były młode, bardzo ładne, zgrabne, miłe, wesołe i dobre, obie chętnie się śmiały, śpiewały bardzo pięknie, strzelały oczętami i chodziły wieczorami z młodymi ludźmi do Alei Komarowej, gdzie flirtowały zaciekle, mimo rojów komarów, które przez cienkie pończoszki do krwi cięły im nóżki. Obie miały dużo sukienek kolorowych (tanio w domu przez mamy i ciocie robionych, o czem nikt nie wiedział) i dużo klejnocików i innych błyskotek (tanich imitacyj, na których jednak nikt się poznać nie chciał). Obie były bardzo lubiane, obie nazywały się Marje i obchodziły imieniny tego roku właśnie 26 sierpnia. Obie pochodziły z tego samego bardzo dalekiego miasta i mówiły śpiewnym akcentem. Różniły się między sobą tylko tem, że jedna miała włosy złote a oczy czarne, druga zaś włosy czarne, a oczy niebieskie. Należy jeszcze dodać, że obie bardzo chętnie bawiły się,

13