Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

je spełniasz pod przymusem, to jesteś istotnie kucharką, ale to już tylko twoja wina.
— Więc cóż mi każesz robić?
— Trzeba pracę swą pokochać, trzeba w nią włożyć całe swoje serce, a wówczas — ona się wspaniale odwdzięczy. I taksamo jest z życiem, z przeznaczeniem — nie szemrać, nie buntować się, pokochać swą dolę. Jakakolwiekby była, zawsze ma dla człowieka za pazuchą prezenty — wierz mi — zaś opornych gnębi. Miłością można wszystko przezwyciężyć! Dlatego jest ci też źle w miasteczku. Mieszkasz tu, a mieszkać nie chcesz — zatem musisz. Pogódź się z tą koniecznością — a pogodzisz się z miasteczkiem.
Gulonką nie zostanę! — żachnęła się pani Zagórska.
— Któż ci każe zostać gulonką? Ja mówię o zupełnie innych rzeczach: Mówię o zbudzeniu w sobie miłości twórczej i czynnej, miłości, która nie byłaby biernem uczuciem, lecz motorem, żywym czynem... Ale wy tego nie umiecie!
— Co to znaczy „umiecie“? Czyż miłości trzeba się uczyć?
— U nas — tak. U nas ludzie nie umieją kochać.
— A czyż miłość — to sztuka?
— Naturalnie! I to największa na świecie!
Pani Zagórska nie podzielała poglądów męża i te rozmowy drażniły ją tylko. Miłość miłością, a fakt faktem: kuchnia kobietę niszczy, na prowincji ludzie się marnują.
On zaś, pokręciwszy się po kuchni i pociągnąwszy kilka razy nosem, wycofywał się i szedł na ga-