Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 3.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pełen musującej uciechy postanawia zadzwonić do Adama Nagórskiego, by powiadomić go, że się rozmyślił /telefonował do Adama jeszcze w Telewizji/ i na obiad przyjdzie, przy czym w nonszalanckim stosunku do własnej osoby posuwa się tak daleko, iż gdy Adam, zresztą bardzo ucieszony decyzją ciotecznego brata, pyta go, jak się czuje? — Konrad odpowiada z tryumfem: znakomicie, spuchłem.
Zaraz po pół do pierwszej telefon Łukasza Halickiego. Dzwoni z budki telefonicznej na Nowym Świecie, więc jego meldunek jest zwięzły: wszystko było okey, frekwencja szałowa, młodych dup nadkomplet, hall "maleńkiej" świątyni nie pomieścił zgromadzenia tak wielkiego, lud wprawdzie nie klęczał, lecz stał na dworze, kamery z Telewizji i z Kroniki Filmowej stawiły się, liczni fotoreporterzy również, kwiatów naniesiono w ilości, która na oko obliczając, zdolna by była wypełnić po brzegi największą kwiaciarnię, zatem pełny sukces artystyczny.
KELLER: Powiadasz?
HALICKI: Nie wszyscy przybyli autami, więc wilgotne ciuchy parowały i było trochę, jak w łaźni.
KELLER: A potem?
HALICKI: Dupy mnie obległy i musiałem dawać autografy. Przepraszam, szefie, siła wyższa.
KELLER: Miałem zatem słuszność, abyś się nie pojawił w kostiumie Hermesa?
HALICKI: Szefie, obawiam się, że skończyłbym wówczas jak Orfeusz. Ma pan dla mnie jakieś nowe zlecenia?
KELLER: Wszystko przebiega prawidłowo.
HALICKI: Muszę się więc na razie wyłączyć, bo przed budką czekają rodacy spragnieni kontaktów.
KELLER: Chwileczkę.
HALICKI: Tak jest, szefie.
KELLER: Powiedz Beatce, słyszysz mnie? HALICKI Tak jest, szefie.
KELLER: Powiedz Beatce, że bardzo się cieszę, że z nią będę grać.
HALICKI /po chwili/: Mogę być szczery? Wolałbym, żeby to był Hamlet.
KELLER: Rozumiem.
HALICKI: Albo Don Carlos.
KELLER: Owszem, chętnie bym zagrał starego Filipa.
HALICKI: Oczywiście powtórzę Beatce, co pan powiedział, na pewno bardzo się ucieszy. Odlatuję, szefie. Zadzwonię wieczorem.

11

Na obiedzie u Adama Nagórskiego tylko Halina Ferens-Czaplicka /Aimo Immonen jeszcze nie wrócił do hotelu/ oraz Konrad Keller. Nastrój z początku raczej niżowy i trochę sztuczny: gospodarz wyraźnie zmęczony, Halina zamyślona i podstarzała, natomiast Konrad odwrotnie: nadmiernie ożywiony, co na obojgu pozostałych, zwłaszcza przy fatalnie zniekształconej twarzy znakomitego aktora, sprawia wrażenie /całkiem fałszywe/, iż tym podekscytowaniem chce zamaskować przygnębienie. Ale Nagórski dużo pije, Halina też pozwala sobie na parę kieliszków wódki i potem na trochę wina, więc rodzinna atmosfera powoli się ożywia, przy czarnej kawie, gdy za oknem z rozległym widokiem na Wisłę wciąż zimowy krajobraz niewydarzonego kwietnia, Nagórski jest dostate-