Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 3.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nymi, gdyby nadzieje ożywiające wówczas tysiące ludzi nie zostały wkrótce bezmyślnie zniszczone, piękno tamtych przedpaździernikowych lat już wstąpiło w sferę mitu uświęcającą zazwyczaj wszystkie wolnościowe zrywy zakończone klęską, ona to właśnie: mityczna sfera sprawia, że gorycz nie kazi źródeł i pierwszych prądów i wirów, nawet pod ciężarem najdotkliwszej klęski, gdy ciemny kształt przyszłości trudno nadzieją rozjaśnić, człowiek potrzebuje jakiego oparcia i umocnienia, lecz biada mu! jeśli tylko w minionym okresie potrafi je znaleźć
— — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — —

/opisać manifestacje studentów na Krakowskim Przedmieściu w marcu 1968 roku. Milicja i ormowcy, krzyki z tłumu, gdy bili i masakrowali młodzież: "Gestapo! Gestapo!" przed kościołem św. Krzyża

— — — — — — — — — siedziałem w jednej z ławek, po prawej stronie Joanna G. i potem Antoni S. Jak na mszę starannie zatajoną, ludzi bardzo dużo, prawie pełen kościół: oślepiająco biały po świeżym remoncie, tylko główny ołtarz kryły jeszcze rusztowania, przesłonięte do połowy przeźroczystym tiulem, wyżej, aż po złoto-białą ornamentykę barokową, widniały nagie deski, spoza jednej belki, bardzo wysoko, wyłaniały się ramiona anioła błagalnie w przestrzeń wyciągnięte, pod koniec mszy ksiądz T. w złoto-purpurowym ornacie: "A teraz pomódlmy się za duszę Kazimierza Wierzyńskiego z podziękowaniem za poezję". Gdy opuszczaliśmy kościół była już noc, tu, przed kościołem, tylko odblask latami przy Krakowskim Przedmieściu rozświetlał mrok, grupki rozmawiających, wśród nich wielu tych, którzy zostali zepchnięci na margines życia publicznego: pisarze bez książek, naukowcy bez katedr, młodzi fachowcy bez możności pracowania w swoim zawodzie, Polacy uznani za wrogich syjonistów, więc niektórzy w przededniu przymusowej emigracji — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — —  —


Nagórski: to wszystko jest prawdą, ale także prawdą nie jest zbyt wiele przemilczałem, ale dlaczego przemilczałem?, te przemilczenia sprawiają, że będąc sobą nie jestem sobą, przemilczałem dlaczego? dlaczego opisując, kiedy zaszedłem do Hopfera i stałem w tłoku przy kontuarze przemilczałem, że myślałem wówczas także, a może nawet przede wszystkim o Nike, nie mogłem o niej nie myśleć znalazłszy się u Hopfera, ponieważ nazajutrz po spotkaniu Nike późnym wieczorem na Nowym Świecie, kiedy zupełnie nie myślałem, że mogę ją jeszcze przed wyjazdem zobaczyć, nazajutrz po tym wieczorze spotkałem ją późnym popołudniem na Krakowskim Przedmieściu, pamiętam, że to nieoczekiwane spotkanie zrobiło na mnie takie wrażenie, iż dłuższą chwilę milczałem, a potem spytałem ją, czy ma czas, odpowiedziała, że tak, więc zaproponowałem, żebyśmy wstąpili do pobliskiego Hopfera, chyba nie było zbyt tłoczno, siedzieliśmy na stołkach przy niskim okiennym parapecie i trochę zachodzącego słońca oświetlało parapet, ale tylko jego skrawek, bo — pamiętam — butelka czerwonego wina oraz kieliszki ustawione na skraju parapetu były w cieniu, okno było otwarte i ciepłe powietrze upału przyjemnie kontrastowało z chłodem panującym w winiarni, nie pamiętam dokładnie o czym rozmawialiśmy, ale pamiętam, że ona mówiła mało