Przejdź do zawartości

Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sobie w najlepsze pod jabłonią na kupie piasku, w którym bawiły się dzieci w tylnem podwórzu, robotnik zakradł się do domu i ukradł płaszcz i srebrny dzbanuszek na kawę i pudełko cygar i butelkę whisky i dwa parasole. A to wszystko zwalono na niego (ogrodnika) i zamknięto go za to na dwa lata. A kiedy wyszedł z więzienia, nigdzie nie mógł dostać roboty.
— I nikt mi nie wytłumaczy — dodał gorzko — że to piwo nie było czemś zaprawione.
— Ale to było bardzo nieładnie, że pan się upił! — mówiła Inka dotknięta niemile.
— To był przypadek — twierdził uporczywie.
— Jeżeli pan jest pewny, że pan tego nigdy więcej nie zrobi — rzekła — to ja panu dam robotę. Ale pan musi mi przyrzec, że pan się nie będzie upijał, na słowo honoru uczciwego człowieka. Rozumie pan przecie, że nie mogłabym nikomu polecić pijaka.
Mężczyzna uśmiechnął się blado.
— Głowę dam za to, że pani nie znajdzie nikogo, ktoby chciał przyjąć człowieka, który siedział w kryminale.
— A właśnie że znajdę! Właśnie znam takiego człowieka. Jest to mój przyjaciel i on właśnie lubi takich, którzy siedzieli już w kryminale.