Przejdź do zawartości

Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Oczy jej padły naraz na twarz Miss Lord, sterczącą ponad głowami skupionemi w sionce, i natychmiast zeskoczyła ze stołu. Pierwszy raz Miss Lord brakło słów. Osłupiona patrzyła przez trzy minuty; wreszcie zdołała wymówić:
— Wieczorem w niedzielę w zakonnej pensji!
Dziewczęta rozbiegły się i Miss Lord została sama z panną Mc Coy. Renia schroniła się na samym końcu Rajskiej Alei i przez całą godzinę dyskutowała z Ludką i Inką o karach, jakie mogą spaść na Kid. Dzwonek na zgaszenie świateł zabrzmiał, zanim zebrała odwagę na przekradzenie się do ciemnego Skrzydła Południowego. Z łóżka Małgorzaty słychać było łkanie, Renia osunęła się na kolana i objęła swą współlokatorkę. Łkanie ustało, ale Małgorzata z całych sił powstrzymywała oddech.
— Kid! — pocieszała ją Renia. — Nie rób sobie nic z Lorduni. To nieznośna stara panna! Co ci powiedziała?
— Przez miesiąc nie wolno mi wydalać się z Zakładu, mam się nauczyć pięciu psalmów na pamięć i zrobić pięć—pięćdziesiąt zadań za karę.
— Pięćdziesiąt! To wstyd! Nigdy ich nie potrafisz napisać. Niema prawa karać cię tak srogo, skoro przez tyle tygodni byłaś tak grzeczna.