Przejdź do zawartości

Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wybrały biały muślin i błękitne wstążki. Debatowały też długo, czy ona ma go pocałować, czy nie, zaś Renia oświadczyła stanowczo, że nie.
— Jak cię zobaczy, — tłumaczyła Małgorzacie — zrozumie odrazu, że nie jesteś dzieckiem. Przez ostatnie trzy lata wyrosłaś na kobietę. Z pewnością będzie się czuł w twej obecności onieśmielony.
— Hm! — mruknęła Małgorzata trochę niepewnie. — Spodziewam się, że tak.
Opiekun przyjechał w niedzielę. Cała pensja — in corpore — rozpłaszczała swe nosy na szybach w oczekiwaniu jego przybycia. Spodziewały się flanelowej koszuli, butów z cholewami i ostrogami, a w każdym razie sombrera. Trzeba jednak powiedzieć całą, choć przykrą prawdę. Był w surducie, nienagannie skrojonym, i w cylindrze, w ręce miał laskę a w butonierce gardenję. Na jego widok możnaby przysiąc, że ten człowiek nigdy nie widział pistoletu lub bandyty. Stworzony był na gentlemana z tacą w ręce zbierającego datki w kościele.
Teraz dopiero przychodzi to najgorsze.
Opiekun chciał zrobić swej małej wychowance niespodziankę. Pragnął, żeby jak wróci na rancho, miała prawdziwy dom. Słodki, łagodny wpływ