Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zdaje mi się, że jeszcze nie śpią! — odezwała się Zuzia. — Stańmy na chwilę i złóżmy im życzenia wesołych świąt, ażebyśmy się przekonały, że im tu dobrze.
Bez trudności namówiono Marcina, żeby stanął. On też uznawał swobodę świątecznych feryj. Panienki podeszły ku drzwiom, ale zawahały się na widok oświetlonego okna. Przerywać teraz banalnemi życzeniami świątecznemi wydało się im czemś niedelikatnem, jak wtargnięcie w zacisze kochanków. Wystarczyło jedno spojrzenie dla przekonania się, iż wszystko było jak najlepiej. Babunia i dziadunio siedzieli przy ogniu w swych wygodnych fotelach, a lampą rzucała blask na ich twarze. Trzymali się za ręce i uśmiechali się do przyszłości.
Inka i Zuzia odeszły na palcach i wsiadły znowu do „karawanu“, trochę jakby otrzeźwiawszy i zamyślone.
— Wiecie! — opowiadała Inka. — Byli tak zadowoleni oboje, jak gdyby mieszkali w pałacu i mieli miljon dolarów i auto. To śmieszne, nieprawda?, jak mało niektórym ludziom potrzeba do szczęścia!