Przejdź do zawartości

Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom V.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyjacielskie, opanowawszy miasta Tczewo i Gniew, przeprawiło się przez Wisłę i przybyło do Marienburga, gdzie stojąc przez czas niejaki, nie umiało korzystać z czasu i zwycięztwa; jeńców tylko poimanych oddało mistrzowi i upomniało się o żołd od kilku miesięcy zaległy. Ale mistrz nie posiadając żadnego skarbu, zaledwo z zdartych na biskupie Sambieńskim łupów, i pieniędzy z trudnością tu owdzie zaciągnionych, lub zabranych za sprzedane obrazy Świętych, krzyże i kielichy, które od dawna w skarbcu przechowywano, zdołał każdemu po sześć groszy wypłacić. Zmyślił wszelako, jakoby wszystek skarb Pruski wywiózł do krajów Nadreńskich, i prosił usilnie, aby wojsko wypłatę całkowitego żołdu do czasu odwlec dozwoliło. Wojsko oburzyło się niezmiernie tą odpowiedzią, tuszyło bowiem, że nie tylko skrzynie ale nawet wieże pełne bogactw znajdzie w zdobyczy. Ukrywszy jednak swój żal, po wielu kłótniach i zatargach uchwaliło, „aby za wszystek żołd zapłacili mu Krzyżacy w ostatnich dniach postu czterdzieści tysięcy czerwonych złotych, albo ustąpili zamku Marienburga, wraz z innemi zamkami i miastami, które były w ich ręku.“ Z jeńcami Polskimi w Marienburgu obchodzono się srogo i nieludzko. Wielu z nich albo z głodu albo z ciężkich katuszy wymarło; nie było nad nimi żadnej litości, okrutni bowiem Krzyżacy pastwili się nawet nad ciałami umarłych, nie pozwalali ich pochować, ale trupy nagie wlekli końmi do Wisły i w niej je pogrążali. Srogość Krzyżaków okazała się najbardziej na brańcach wojennych, z któremi dumnie i nieludzko się obchodzili. Do wszystkich zaś krajów Niemieckich porozsyłali listy i gońców z oznajmieniem o swojém zwycięztwie, chlubiąc się i z wygranej i z wielkiej liczby jeńców, którą znacznie powiększali, tak jako i klęskę poniesioną przez króla Kazimierza. Aby zaś wiadomość o niej tém piękniej ubarwić, rozgłaszali, że król Kazimierz został zabity, że z niego sami zdarli szaty królewskie, jak to pospolicie ludzie pyszni i zuchwali zwykli o swoich czynach butnie rozpowiadać.

Upadający króla Kazimierza umysł senatorowie krzepią odwagą i zachęcają do wojny Pruskiej, a tymczasem wraca poselstwo z Węgier od króla Władysława.

Kazimierz król, odprawiwszy z dobrą otuchą szlachtę Pruską i miasta, z Nieszawy udał się do Brześcia, dokąd przybyli arcybiskup Gnieźnieński, biskupi Włocławski i Poznański, i wielu panów koronnych, i przez dni kilkanaście naradzali się z królem, w jakiby sposób to złe, które się wydarzyło, najspieszniej poprawić i nagrodzić było można. Zbigniew kardynał i biskup Krakowski, ponieważ osobiście nie mógł być obecnym, upominał króla przez listy i posły, „aby nie upadał na sercu,