Przejdź do zawartości

Strona:Jan Sygański - Historya Nowego Sącza.djvu/611

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odrzwia i okna w węgarami kamiennymi; bramkę wchodową z kamzamsem i wysokim pod nim fryzem — wszystko to jednak poutrącane i popsute. Brama wchodowa prowadzi do sieni sklepionej i klatki schodowej. Z sieni tej do pokoi dolnych prowadzą odrzwia, podobnie jak wchodowe, ale zdobniejsze, bo noszą we fryzie herb Śreniawa, podtrzymywany przez smoki, kończące się roślinnie. Są podobne drzwi i w sklepie na prawo z sieni. Kilka dolnych lokalności jest sklepionych zwierciadlano z lunetami. Na piętrze szereg pokoi oświeconych oknami od strony miasta — ale niestety te niegdyś wspaniale okna są do trzech części zamurowane. Okien od strony rzeki nie ma, jedynie parę okienek drobnych z lokalności dolnych. W ścianie fortecznej, przytykającej do zamku i dawnej baszty kowalskiej, zachowało się 9 otworów armatnich, do których wiodą schody kamienne i ganek sklepiony. Od strony wschodniej nędzna chałupka przyczepiła się, jak gniazdo jaskółcze, do owej pozostałej baszty i muru: od strony zaś Dunajca, u podnóża góry zamkowej, zasadzonej laskiem świerkowym, widać jeszcze ślady murów niegdyś otaczających zamek. Pod zamkiem znajdują się dotąd głębokie piwnice: w jednej z nich znaleziono w r. 1831 beczkę starego wina[1]. Tuż u stóp góry zamkowej, prowadzi przez Dunajec nowy most, o filarach kamiennych i żelaznych arkadach, 306 metrów długi, skąd roztacza się przecudny widok na Stary Sącz, sine potężne Karpaty i piętrzące się śmiało ku niebu śnieżyste Tatry:

Jak potopu świata fale,
Zatrzymane w swoim biegu.
Stoją nagie Tatry w śniegu,
By graniczny słup zuchwale!

Wincenty Pol.


∗             ∗

    klinie nad brzegiem Dunajca duży herb Śreniawa, wykuty w kamieniu z napisem: C. L. C. S. = Constantinus Lubomirski Capitaneus Sandecensis.

  1. Naoczny świadek tak o tem pisze: „Będąc w III. gimnazyalnej klasie w Nowym Sączu 1831 r., zdarzyło się, że mój ojciec nadporucznik wówczas 3 batalionu 20. pułku, załogą tamże stojącego, miał powierzoną sobie pieczę nad magazynem broni, w zamku umieszczonym. W dni wolne zabierał mnie z sobą do zamku, i nie było kąta w całej starej królewskiej budowli, którego bym ciekawie nie przetrząsł. Jednego razu, biegając swobodnie po piwnicznych lochach, nagle zapadłem się i, nie bez znacznego uszkodzenia odzieży i ciała, siadłem na czemś okrągłem.