Strona:Jan Sygański - Historya Nowego Sącza.djvu/554

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobie, zabrali się ku kramom sandeckim. Żołądkowicz, przyszedłszy do swego taszu, chciał zająć miejsce swoje. Ale sąsiad jego, Jakób Ciosek, skoczył ku niemu i zawołał: „Ty złodzieju, ty nieprawy synu, bodaj cię zabito! Tyś niegodzien między nami siedzieć, boś ty zdrajca, ciebie kiedy obwieszą!“ Żołądkowicz nic nie mówił, ale wkońcu rzekł: „Mogą i ciebie obwiesić, nie tylko mnie!“ Ciosek zaś podskoczył, uderzył go w gębę i wołał: „Kija mi też dajcie na tego nieprawego syna, ja go tu nauczę Tarnowianom pomagać!“ Grube i cienkie głosy sąsiadów wtórowały Cioskowi, a Marynia Śliwińska nie ostanie miejsce zajmowała w tym nieharmonijnym chórze. Łokcie i kije migały się w powietrzu, a sławetny Żołądkowicz, ulegając przemocy, cofał się ku kramom tarnowskim. Kramarze nie mogli iść w pogoń, bo nie wypadało odejść od swego towaru i kramu. Ale jedna z pań, sławetna Wojciechowa Skowronkowa, rymarka, puściła się za nim i swej wymowie kramarskiej puściła wolne cugle.
Była to niewiasta młoda i nieszpetna: że to zaś pancerni w Sączu wszędzie umizgali się do młodych mieszczek, więc też i ona miała swojego towarzysza, chociaż jeszcze nie pancernego, jednak takiego, co się pod chorągiew miał wkrótce zaciągnąć, a był nim szlachetnie urodzony Miłkowski. Wiedzieli o tem ludzie, wiedział i Żołądkowicz. Widząc więc Skowronkową, niby osę zajadłą w prześladowaniu, rzekł jej: „Wolałbyś raczej pójść do domu, bo tam twój towarzysz tęskni za tobą“. Skowronkowa zarumieniła się, jakby ukropem owarzona, a kupcy tarnowscy w głośny śmiech i pytają: „A cóż to zacz?“ Miłkowski zaś stał niedaleko z inną szlachtą i rozmawiali o przyborach wojennych, któreby radzi kupowali. Słysząc, że o nim mowa, przybliża się i pyta Skowronkowej, o co chodzi?

Mieszczka mu powiedziała, że o niego, więc też niewiele myśląc, dobył szabli i skoczył ku kramarzom konno i zbrojno, a ona mu jeszcze ducha dodaje, aby się pomścił na Tarnowianach. Jeden z nich, Kasper Walson Szkot, rzecze mu: „Co Waszmość czynisz? Teraz kaptur[1] i nie ma żartów naruszyć spokój podczas bezkrólewia!“

  1. Kaptur (confoederatio generalis) czyli sądy kapturowe — jurysdykcya czasowa, sądząca w czasie bezkrólewia sprawy kryminalne i wykroczenia przeciwko spokojności i bezpieczeństwu publicznemu. Sądy kapturowe zaprowadzono po raz pierwszy w r. 1572: uchwała sejmowa z r. 1768 zniosła je raz na zawsze, polecając wszystkie sprawy w razie bezkrólewia jurysdykcyom zwyczajnym.