Przejdź do zawartości

Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zła noc w domu śmierci — zaczął się pastwić nad nią — tam leży trup...
— Nie mów... błagam cię nie mów... — zaczęła rzucać na twarz jego, ramiona i ręce pocałunki, niby słowa największej dziecięcej prośby.
Znowu zachwiał się w sobie. Porwał ją w ramiona, wgarnął w siebie i brał, wydzierał i szarpał jej bezwolność dla zaspokojenia, dla zadośćuczynienia jego woli.
— Pierwszy raz... Słuchaj pierwszy raz tak, — wmówił w jej usta razem z całowaniem — Czy chcesz być... — zapytał szeptem gardlanym.
Nie odpowiedziała.
— Czy chcesz... mów, czy chcesz być moją?
— Jak ty chcesz... jak... rób, co chcesz...
— A ty? Powiedz, powiedz! Ty, ty, chcesz?
— Ja? — zdziwiła się.
— Ty!
— Ja nie chcę... ja... ale mnie wszystko jedno...
— Prost... — Klemens niby wyrzucony wyskoczył z łóżka.
— Tak! Ale ja się tak boję strasznie...