Przejdź do zawartości

Strona:Jan Żyznowski - Krwawy strzęp.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ścierwy plugawe, to za Szujskiego, za Malcza, za Rotwanda, za... — urywa, bo mu się tak boleśnie kurczy serce i falę krwi gorącej budzi upiorne, nie dające spokoju, pamiętanie minionego.


Rassamblement! Do apelu!
Dziwny był ten apel na drugi dzień po walce, Sierżant Francuz czyta, niewyraźnie wymawiając, z jakiejś kartki znajome, drogie nazwiska: Golcz, Winiarski, Dąbrowski, Wiwiger, Wejnberg, Morawski, Liszewski, Kamiński... — czyta zdaje się bez końca, a w odpowiedzi słyszy ciągle powtarzane chórem kilku żywych ochotników z zachrypniętych gardeł wyrzucone trzy ciężkie, jak bloki marmuru słowa:
„Mort au champ d’honneur!“


W lipcu 1915 roku na podwórcu koszarowym I-go pułku cudzoziemskiego w Lyonie garstka trzydziestu kilku ochotników polskich miała do wyboru: albo wyjazd do Rosji, albo pozostanie we Francji w szeregach wojsk francuskich.
Zamajaczyła możliwość zobaczenia Polski, więc jak brzytwy chwycili się żywi wolontarjusze polscy tej błogosławionej, jedynej nadziei życia i znaczną większością postanowili jechać do Rosji. Wyczytane dawno już, bo jeszcze w okopach Szampanji wieści o Brygadjerze, wieści, tajemnie w listach z kraju, przesłane do Francji, nagle rozbudziły w sercach ochotników przejasne nadzieje i obietnice walki na ziemi polskiej.
Z tem marzeniem postanowili jechać do Rosji, a przez nią do Polski.
Cały oddział polski prześladowała, może źle użyłem tego wyrazu, w każdym bądź razie dziwnym zbiegiem okoliczności, włączyła się data 22-go miesiąca ze wszystkimi niemal ważniejszymi wypadkami w historii oddziału Bayończyków.