Przejdź do zawartości

Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wreszcie pan Ward wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki gruby pugilares. Wydobył banknot i podał Dave’owi, który chowając go zauważył, że był to bilet dwudziestodolarowy.
— Dziękuję panu — rzekł pan Ward, zaznaczając tem, że rozmowa jest skończona. — Polecę służbie zbadać tę sprawę. Dziki człowiek przebywający na wolności może być niebezpiecznym.
Spokój głosu pana Ward był tak niezamącony, że Dave odzyskał cały swój tupet. Pozatem w tej chwiłi wpadł na nowy pomysł. Człowiek dziki był zapewne rodzonym bratem pana Ward. Był to prawdopodobnie warjat, trzymany przez rodzinę w ukryciu. Dave słyszał już o takich wypadkach. Możliwem więc było, że pan Ward chciał zachować tajemnicę. Dlatego też dał mu aż dwadzieścia dolarów.
— Wie pan co? — zaczął Dave. — Teraz wydaje mi się, że ten dziki człowiek był bardzo podobny do pana.
To było wszystko, co zdążył Dave powiedzieć. W następnej chwili zobaczył zmianę. Ujrzał utkwione w siebie te same, niewypowiedzianie okrutne błękitne oczy z nocy poprzedniej, spostrzegł te same chwytne palce podobne do szponów, słowem tego samego strasznego potwora, który wówczas gotował się do skoku. Dziś jednak Dave nie posiadał przy sobie latarki, którą by mógł weń rzucić i został porwany za bicepsy obu rąk tak silnym chwytem, że jęknął z bólu. Ujrzał białe zęby,