Przejdź do zawartości

Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wiem o tem — przyznał łagodnie. — To co jest prawe nie zawsze bywa legalnem. Dlatego też właśnie czuję się tak nieswojo, siedząc tu i rozmawiając z panią. Nie dlatego aby mi nieprzyjemnem było towarzystwo pani. Przeciwnie jest mi ono nader miłem, ale przecież nie mogę pozwolić aby mnie ujęła policja. Wiem dobrze coby w takim wypadku czekało mnie w tem mieście. W ubiegłym tygodniu pewien młody człowiek dostał piętnaście lat więzienia za skradzenie przechodniowi na ulicy dwu dolarów i osiemdziesięciu pięciu centów. Czytałem o tem w gazetach. W ciężkich czasach, kiedy nie można znaleźć roboty, ludzie stają się desperatami, gotowymi na wszystko. A wtedy inni ludzie, którzy posiadają coś, co można ukraść, również stają się desperatami. Zaczyna się walka. Gdyby mnie ujęto, to nie sądzę żeby mi dano mniej niż dziesięć lat więzienia. To jest właściwy powód, dla którego chciałbym już odejść.
— Nie. Niechaj pan zaczeka jeszcze, — rzekła uprzejmie, zdejmując jednocześnie stopę z dzwonka który nacisnęła przedtem kilka razy. — Pan nie powiedział mi jeszcze swego nazwiska.
Zawahał się.
— Proszę. Niechaj pani nazywa mnie Dave.
— A więc, panie... Dave — uśmiechnęła się figlarnie. — Trzeba coś zrobić dla pana. Pan jest młody. Znajduje się pan dopiero na progu złej drogi. Teraz zaczyna pan od zabierania tego, co