Przejdź do zawartości

Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nalała mu pełny kieliszek, stojąc przy Kredensie.
— Obiecałam wypić wraz z panem — rzekła z pewnem wahaniem. Ale nie lubię whisky. Wołałabym napić się sherry.
Wydobyła butelkę sherry i spojrzała nań, oczekując wyrażenia zgody.
— Ależ oczywiście — przytaknął z galanterją. — Whisky jest przecież czysto męskim trunkiem. Nie lubię nawet patrzeć, kiedy kobiety piją whisky. Wino jest dla nich stanowczo więcej odpowiedniem.
Dotknęła swoim kieliszkiem brzegu jego kieliszka. W oczach jej błysnęła sympatja.
— Pijemy więc za pomyślność wyników pańskiego poszukiwania pracy, oby...
Urwała nagle, widząc że na jego twarzy wystąpił wyraz zdziwienia i niesmaku. Zaledwie umoczył wargi w kieliszku. Odstawił go krzywiąc się niemiłosiernie.
— O co chodzi? — spytała troskliwie. — Czy panu nie smakuje ta wódka? Może się pomyliłam co do butelki.
— Wódka ma jakiś niesamowicie dziwny smak — wyznał. — Wydaje się, jakgdyby była przydymioną i przypaloną jednocześnie.
— Och, jakże jestem głupia. Podałam panu szkocką whisky. Pan zaś napewno przyzwyczajony jest do żytniówki. W tej chwili zmienię kieliszki.
Wydawała się niemal macierzyńsko troskliwą.