Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   44   —

rankiem. Rudomina słyszał również o przyjeździe do Szymańc księcia Radziwiłła z wyborną swą służbą łowiecką.

Pełni otuchy poszli spać wszyscy około północy.

∗             ∗

Plotły się Michałowi ze wspomnień dnia i z rzeczy zasłyszanych, lub dawniej wyśnionych, baśnie rozbujałe. Długo wiedział, gdzie spoczywa, w jakim układzie ścian i okien, i wyobraźnią tworzył jeszcze świadomie — — Potem zawirowało wszystko, co się mieściło w czasie i przestrzeni, poniosło się w ogromne, lotne kręgi...
Wilków jest moc między Sołami a Szetekszną, ściągają wszystkie do Szymańc, gdzie gotuje się walna bitwa — — Bo nie są to właściwie wilki, ale nieprzyjaciele — — ciągną szwadronami przez drogi leśne, na wielkie polany, my zaś (myśliwi) skoncentrujemy swe siły, gdy przybędzie Radziwiłł ze sztabem i obejmie nad nami komendę. — Wilki mają jednakowe szare mundury, my rozmaite ubiory; szkoda nawet, że tak rozmaite, bo trudno się rozpoznać w mroku i w lesie — — Ja (Rajecki) postępuję w szeregu z Pucewiczem i Rudominą, który ma przydomek Dusiacki. Ja tu noszę także swój przydomek Dunin, a Pucewicz — Dołęga. To każdy wie, tak się już umówiliśmy na naradzie w Sołach — W pobliżu kroczy i Podolski, przezwany Chudomarą, idzie wielu znajomych z pobliża i z bardzo daleka, niegdyś widzianych — — Jakiś wspaniały leśnik litewski z odkrytą głową, z prawicą wzniesioną na przekleństwo wrogom, ze sztandarem rozwianym w lewej ręce, stanął przed nami i prowadzi przez zwały drzewne, przez trupy... Już są trupy...