Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaraz iść do łóżka i przez dzień cały jadł tylko kwaśne ogórki.
Opowiadał późniéj że się ich tam dawnych znajomych u Mostowniczyca znalazło kilku, a ten ich tak przyjmował i bawił wyśmienicie że do brzasku się zasiedzieli.
Zamiast wdzięczności — zaśmiał się kończąc proroctwem:
— Będzie on jeszcze chodził piechotą, bo majątku nie strzyma, a póki co ma nie spocznie.
Rok następny zszedł bez żadnéj zmiany a daleko mi był znośniejszy niż pierwsze początki. Nie wiem jakim cudem wśród ubogiéj dziatwy którą utrzymywał Karpowicz, znalazł się po ferjach bardzo skąpego człeka ale bogatego, Podstolego lubelskiego syn Fabjan. Ojciec pod pozorem aby się do zbytków nie nazwyczajał, a w istocie przez oszczędność wybrał mu kwaterę tam gdzie najmniéj kosztować mogła. Żyła jeszcze naówczas matka chłopca, która w sekrecie mu poddawała grosza. Znalazłby był wreszcie i innych coby go dostarczyli, bo fortunę ojca znano a jedynakiem był.
Wśród studentów moich, nie mających jak po lat dziesięć, dwanaście, Podstolic się wydawał dziwnie, bo miał rok siedemnasty i wąs mu się już wysypywał. Wychowanie jego było wielce zaniedbane, bo ojciec myślał się obyć zrazu bakałarzem... i nierychło zdecy-