Przejdź do zawartości

Strona:Iliada3.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pogrążony w tych wałach, marnie stracę ducha,        283
I umrę w głębi, nakształt lichego pastucha.„
Ledwie skończył, aż w ludzkiey postaci Pallada,
I wielki władca morza do niego przypada,
Sciskaiąc go za ręce, utwierdzaią słowy.
Neptun rzekł: „Nie trać serca, synu Peleiowy:
Jowisz cię stale kocha: za iego rozkazem,
Ja i Pallas na pomoc pospieszamy razem.
Byś od téy zginął rzeki, w losach nie wyryto:
Sam uyrzysz, iak się w swoie usunie koryto.
Ty słuchay naszey rady: ciągniy bóy zawzięty,
Rzniy, zabiiay, nie wprzódy wracay na okręty,
Aż Troian, którzy będą mogli uyśdź od zgonu,
Zwycięzką ręką wpędzisz w mury Jlionu;
Aż, pod twoim orężem, legnie Hektor śmiały,
Bo ten iest dzień, dla twoiéy przeznaczony chwały.„
To rzekłszy, śpieszą, bogów gdzie siedziało grono.
Rycerz od nich przyiąwszy nowy zapał w łono,
Leci w pole, Xant próżno wznosi nurty swoie,
Tocząc trupy młodzieńców, i świetne ich zbroie:
Próżno szumnemi wały biie go bez przerwy:
Zwycięża rzekę Pelid, wsparty od Minerwy.
Rozgniewany, że rycerz tak długo się trzyma,
Nie ustaie Skamander, lecz bardziéy się wzdyma,
Wody podnosi, ile tylko podnieść zdoła,
I wielkim głosem wsparcia Symoentu woła.