Przejdź do zawartości

Strona:Iliada2.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tuż winnica obfitym płodem obciążona:        567
Wśród złota, którém błyszczy, wiszą czarne grona.
Tyki ze srebra rzeźbiarz porządkiem zasadza,
Rowem ze stali, płotem z cyny ią ogradza,
A iedna tylko do niéy wiedzie ścieszka kręta.
Tędy wesołe chłopcy i raźne dziewczęta,
Gdy czas zbierania przyydzie, z głośnemi okrzyki,
Niosą ładowne słodkim owocem koszyki:
W środku młodzieniec, ruszać gitarą uczony,
Gra, sam sobie zgodnemi przynucaiąc tony:
Młodzież idzie, i takiéy wesołości rada,
W takt i nogą i wdzięcznym głosem odpowiada.
Daléy głowy i silne podnoszących szyie,
Ze złota, z cyny, wołów pyszne stado ryie.
Biegną, rycząc, na paszą, tam gdzie rzeka płynie,
Nurty głośno szumiące w gęstey pędząc trzcinie.
Ze złota czterech idzie pasterzy za trzodą.
A dziewięciu za sobą śmiałych kondli wiodą.
Wtém nagle dwóch straszliwych lwów z kniei wypada,
Porywaią buhaia wśród drżącego stada:
On biedny, gdy go ciągną, przeraźliwie ryczy.
Spieszą psy i pasterze, lecz wziętey zdobjczy
Wydrzeć lwom nie potralią; iuż skórę odarli,
Już wypili krew czarną, i wnętrze pożarli.
Próżno kondlów pasterze do natarcia grzeią,
Szczekaią one zbliska, lecz ugryźć nie śmieią.