Przejdź do zawartości

Strona:Iliada2.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie odradzay mi matko: twe łzy, twe zaklęcia,        127
Niezdolne mię od tego cofnąć przedsięwzięcia.„
Na to mówi królowa srebrnopłynnych toni:
„Czynu tak chwalebnego matka ci nie broni.
Z niebezpieczeństwa, które wkoło ich ścisnęło,
Wyrwać swych towarzyszów, rycerskie iest dzieło.
Lecz Troianin twą świetną zbroię w ręku trzyma.
Hektor, nią przyodziany, chlubnie się nadyma.
Niedługo iednak przy tym zostanie zaszczycie:
Już bliska śmierć wymierza cios na iego życie.
Synu! póty się hamuy w Marsowym zapędzie.
Dopóki tu do ciebie matka nie przybędzie:
Jutro, z piérwszym promieniem, obaczysz mię zrana,
Niosącą ci przepyszną zbroię od Wulkana.„
Wraz tém słowem ostrzega sióstr Nereid grono:
„Wy powróćcie się w morza niezgłębnego łono,
Gdzie podeszły nasz oyciec ma pałac wspaniały,
I powiedzcie mu wszystko, coście tu słyszały.
Ja śpieszę do Wulkana; czy, na prośbę moię,
Nie skłoni się, dla syna nową ukuć zbroię.„
Rzekła, Nimfy się skryły w Ocean głęboki.
Sama dąży szybkiemi do Olimpu kroki,
By przyniosła dla ciebie zbroię Achillesie.
Gdy Tetydę lot bystry do górnych bram niesie,
Z strasznym okrzykiem Greków Hektor pędził wściekły,
Zlękłe roty, do brzegów i floty uciekły: