Przejdź do zawartości

Strona:Iliada.djvu/394

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy Greki, złym tu losem przybyłe, wyniszczę,        343
I brzegi nasze z tych psów zaiadłych oczyszczę.
Dziś przez całą noc pilne odprawuymy straże.
Rano, skoro się pierwsza Jutrzenka pokaże,
Poniesiem bóy okrutny aż pod same nawy.
Obaczę, czy Dyomed, ów rycerz tak żwawy,
Do murów mię odpędzi, czy sam legnie trupem,
I ozdobi prawicę moię świetnym łupem.
Ten dzień iego odwagę da poznać otwarcie,
Czyli zdolny wytrzymać méy dzidy natarcie:
Ale przyiazne niebo ten wyrok mi pisze,
Że sam legnie, a przy nim liczni, towarzysze.
Obym się tak nie starzał i tak nie umierał,
I taką cześć, iak Pallas, albo Feb odbierał,
Jak pewny iestem w dzień ten Achiwów zagłady.„
Rzekł, a na to niezmierny powstał okrzyk rady.
Czynią rozkaz rycerze: wraz każdy wyprząże,
I do wozu spocone konie leycem wiąże.
Z miasta zaś sprowadzaią, co do uczty trzeba,
Woły, owce i wino i dostatkiem chleba:
Zwożą drzewo, palą się mnogie w polu stosy,
A wiatry wznoszą gęste dymy pod niebiosy.
Przez noc, dumną Troianie pasąc się nadzieią,
Siedzą zbroyni w swych szykach, ognie zaś goreią.
Jako gwiazd grono pięknie przy xiężycu błyszczy,
Gdy wiatr tak przyiemnego widoku nie niszczy;