Przejdź do zawartości

Strona:Iliada.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie mógł dłużéy spokoynie na mieyscu pozostać;        465
Wziąwszy więc Akamasa, wodza Traków, postać,
Zapala bohatyry Troiańskiéy krainy,
I ślachetne Pryama tak zachęca syny:
„Wielkiego króla plemię, możnego w dostatki,
Pókiż z rot waszych Grecy czynić będą iatki?
Czekacieli, aż przyprą bóy pod same bramy?
Maż, co go iak Hektora czcimy i kochamy,
Eneasz, syn Anchiza, rozciągnion na piasku:
Wyrwiymy towarzysza z pośród krwi i wrzasku.„
Temi słowy Mars wszystkim śmiałości dodaie,
A wódz Lików, Sarpedon, Hektora tak łaie:
„Gdzie teraz twoia siła, gdzie męztwo Hektorze?
Mówiłeś, iż sam Grekom staniesz na odporze:
Żeś z bracią, ze szwagrami, zdolny do ich starcia,
Nie potrzebuiąc woyska, ni przyiaciół wsparcia.
Tych ia obrońców okiem śledzę dziś daremnie:
Jak przy lwie psy, tak oni w boiu drżą nikczemnie.
My tylko się biiemy wasi sprzymierzeńcy.
Jam zdala przyszedł z memi na pomoc młodzieńcy,
Z Licyi, którą bystrym nurtem Xant rozrzyna:
Tam zostawiłem żonę i małego syna,
I obszerne dziedzictwa i dostatek mnogi:
Nie pragnę go tu zwiększyć, bom nie iest ubogi;
A iednak i Licyyskie sam zagrzewam roty,
I z tym się mężem spotkać mam dosyć ochoty,