Przejdź do zawartości

Strona:Iliada.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

równania szydził, ale mu doſtatecznie odpowiedziano: Uważać należy, że okoliczności, które Homer w swoich porównaniach przytacza, nie są zboczne od rzeczy.

W. 153.

Bracie, na zgubę twoię, wszedłem w te umowy.

Mowa ta ieſt piękna, tylko podobno w téy okoliczności zanadto długa. Powinien iednak mieć wzgląd czytelnik, że Agamemnon cały zdradą Troian przeięty, prawie od siebie odchodzi: wyraża swoie czucie, iakie w nim wzbudzało nagłe pomieszanie, i dopiero, wybuchnąwszy z gniewem, nienawiścią i zapowiedzeniem zemſty, bierze się do ratunku brata.

W. 213.

Opatrzywszy zaś ranę wyssał krew, a potém
Rozlał balsam na mieysce ostrym tknięte grotem.

Wysysanie przez długi czas, w leczeniu ran, używane było.

W. 257.

Słusznie trzymasz piérwszeństwo, czy w boiu, czy w radzie.
Czyli na poświęconéy dla bogów biesiadzie:

Byłto honor niepospolity znaydować się na biesiadach u naywyższego wodza. Agamemnon kosztem woyſka dawał uczty w swoim namiocie.

W. 275.

A iak, gdy od zachodu zadmie wiatr ponury,
Widzi ze skały pasterz wznoszące się chmury:
Czarne się mu, iak smoła, okazuią zdala,
Idą z okropnym szumem, wnet powstaie fala,