Przejdź do zawartości

Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
44
KUMA TROSKA

sobie równi. Ów pan zaś w myśliwskiej kurtce pieścił dziecko, głaskał je po twarzyczce, całował, posadził na kolanie, jak na koniu, i począł huśtać.
— Patrzaj, Elżuni przybył nowy towarzysz zabawy — przemówiła piękna pani i ukazała Pawełka, który, ukryty wśród liścia obrastającego altanę, nieśmiało przypatrywał się siedzącym w jej środku.
— Dalej, śmiało naprzód zawsze, mój chłopcze! — zawołał mężczyzna wesoło.
— Chodź tu; na drugiem kolanie dość jeszcze dla ciebie jest miejsca — wołała dziewczynka, a kiedy pytającym wzrokiem spojrzał na matkę i nieśmiało podszedł nieco bliżej, pochwycił go nieznajomy, posadził na drugie kolano i szła teraz jazda na wyścigi.
I odbiegła go już wszelka obawa a kiedy na stół podano świeżo upieczone ciastka, zabrał się do nich nie na żarty.
Matka pogłaskała go po głowie i upomniała, aby nie popsuł sobie żołądka. Mówiła coś cicho i wciąż patrzała przed siebie w ziemię. A potem dzieci wysłano na agrest w ogród.
— Czy tobie na prawdę na imię Elżbieta? — spytał nowej swej przyjaciółki, a kiedy ta potwierdziła, wyraził zdziwienie, że nosi to samo co matka jego imię.
— Bo też na jej pamiątkę dostałam je na chrzcie — odpowiedziało dziecko — toć ona mnie do chrztu trzymała.