Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jak sobie ich wyobrażałem: brudni, obdarci, wielu jedzie na małych osiołkach.
Oran ma około 100, 000 mieszkańców. Droga do fortu Ś-go Grzegorza jest bardzo stroma. Słońce pali nieznośnie.
Po półgodzinnem wspinaniu się, zziajani, spoceni, stajemy w forcie. Tu, po zameldowaniu się oficerowi komenderującemu, prowadzi mnie sierżant do wygodnego lokalu, gdzie zastaję kilkunastu młodych ludzi, oczekujących wymarszu do głównego centrum, to jest do Maskary, bo tam stoi sztab legjonu. Za parę dni z nim; wyruszę w drogę.
Współtowarzysze moi są wszyscy Alzatczycy, po cywilnemu jeszcze ubrani, bo umunduwanie i uzbrojenie otrzymamy w Maskarze.
Po trzydniowym wypoczynku, wyspawszy się na wygodnych łóżkach, ruszamy w drogę.
Przy sposobności muszę zaznaczyć, że żadna armja w Europie nie posiada podobnych łóżek, naturalnie tam, gdzie są koszary. Co prawda, legjon połowę czasu spędza na biwakach i wtedy najczęściej sypia na gołej ziemi, pokrytej tylko kołdrą wełnianą, albowiem słomy, lub siana nie zawsze można dostać. Ale niech nikt nie sądzi, że to tylko legjon narażony jest na podobne niewygody. To samo dzieje się z innymi pułkami.