Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z małomiejskiemi mieszkaniami o orjentalnych dywanach, portjerach, aksamitnych meblach, obrazach i marnych, paryskich bawidełkach.
— Jakże lekkomyślnie obchodzą się ludzie z własnem szczęściem? — pomyślał — Jakże łatwo przyswajają sobie to co złe, a jak trudno im zachować na stałe rzeczy piękne i szlachetne?
Ujrzał na ściance dzielącej okna skromny drzeworyt, wyobrażający grupę słynnych mężów. Był tu Czerning, Grundtwig, Monrad i kilku jeszcze innych, których nie znał. Pośrodku widniała, w większych rozmiarach przedstawiona postać Fryderyka VII. Król podpisywał konstytucję, otoczony ministrami. Emanuel przypomniał sobie, że taki sam obraz wisiał w pokoju jego matki i doznał silnego wrażenia, napotkawszy po tylu latach rzecz znaną, w tak zgoła innem środowisku.
Nagle doleciał z podwórza odgłos kroków. W bramce umieszczonej pomiędzy stajniami, ukazała się dziewczyna z dużym skopkiem mleka na ramieniu. Za nią szedł białowłosy chłopak, ten sam który przywiózł Emanuela pamiętnego wieczoru. Dziewczyna była ubrana odświętnie w wiśniowej barwy suknię, wyszywaną czarno a wzorzyście na piersiach i ramionach. Głowę owiązała jasnej barwy chustką, które zaciśnięta mocno pod brodą uwydatniała lepiej jeszcze świeżość krągłej, rumianej twarzyczki. Ku skopkowi skradała się po plecach dziewczyny kotka o białych końcach łap, dzieląc uwagę pomiędzy mleko a dwa małe kocięta, niesione przez chłopca. Pośrodku podwórza kotka skoczyła nagle na wydrążony kamień przed pustą psią budą, gdzie, zda się, otrzymywała zazwyczaj swą porcję. Ale zamyślona dziewczyna szła dalej, nie zwracając