Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/450

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dowałem się myślą zagrania z panem w kręgle. Jest to bowiem jedyna rozrywka, jaką mi się udało odkryć w naszej Ostendzie. Dziś atoli spodobało się pannie Ranghildzie wmówić we mnie, że nie grasz pan w kręgle, a nawet uczuwasz wstręt do tego szlachetnego sportu.
— Panna Tönnesen miała w tym wypadku słuszność! — rzekł oschle Emanuel — Proszę nie liczyć na mnie.
— Boże wielki! — zawołał — A więc to prawda? Nie grasz pan w karty, nie pijesz, nie palisz, a w dodatku nie chcesz grać w kręgle... Jesteś pan tedy kompletny święty...?
— Drogi pastorze, czyżeś pan o tem nie wiedział zdawna? drwiła Ranghilda.
Emanuel pobladł i zagryzł wargi, ale nie rzekł nic.
— Muszę się tedy zdać na litość mego współpensjonarza, fabrykanta szczotek, Mickelsena! — westchnął pastor — Ano, przyznać trzeba, że nieźle gra. Nawet lewe wandle wzbudzają we mnie podziw niemały...!
— Nie brak tu innych przyjemności, panie pastorze! — wtrąciła pani Betty, zdenerwowana zachowaniem brata, chcąc nadać inny tok rozmowie — Okolica naprawdę bardzo piękna, pan zaś lubujesz się widokiem przyrody. Posiadasz pan równie, jak słyszałam, zamiłowanie do myśliwstwa.
— Dzięki serdeczne, łaskawa pani, za korzystne mniemanie o mnie. Jestem atoli zgoła prozaicznym człowiekiem! Nie zaprzeczam, że lubię czasem wygrzać się w trawie, czy uciąć sobie drzemkę pod cienistem wzgórzem, nad szeleszczącym strumykiem, zwłaszcza gdy można w pobliżu dostać potem ka-