Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wspomnienie współżycia z nim przed laty. Niestety, spotkanie z Emanuelem nie przyniosło jej zaspokojenia tych pragnień.
Zmartwiona niepowodzeniem, pierwsza pożegnała się z wszystkimi, podając ból głowy za przyczynę odejścia i, wbrew zwyczajowi, nie zaprosiła jak zawsze pani Hassing do swego pokoju dla poufnej gawędki w cztery oczy. Ubrana w penjuar, siedziała długo przed lustrem z rękami na kolanach, z twardym, od złości stępiałym wyrazem twarzy, zapomniawszy nawet rozczesać włosów. Nagle uczuła chłód i ogarnął ją głuchy strach... Jakąż to dziwną władzę miał nad nią ów człowiek?

Emamanuel wrócił na plebanję znużony i wyczerpany przejściami, ale długa nieobecność jego nie wywołała tu zdziwienia. Hansina nawykła do tego, że dawał się nieraz zatrzymywać przyjaciołom, do których wypadkiem zaszedł, zapominając wśród rozmowy o czasie i nie spytała nawet, gdzie był.
Powiedział jej sam nazajutrz, gdzie się znajdywał i kogo spotkał. Chciał na tem skończyć z doktorostwem. Zbudził się z wyrzutami sumienia i w miarę rozpamiętywania całej wizyty, coraz mniej był z siebie zadowolony. Po rannych modlitwach zamknął się w kancelarji, gdzie stał zakurzony pult pomiędzy oknami, oparł się oń łokciami i, ująwszy głowę w dłonie, powiedział ze skruchą:
— Ojcze! Czy gniewasz się na mnie? Wiem dobrze, że zadanie, jakie mi dałeś, wykonałem źle i bez korzyści. Ale bądź cierpliwy! Nie odtrącaj mnie. Doświadczaj mnie jeszcze, proszę cię, ojcze, aż dopóki chwiać się nie przestanę!