Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się właśnie na chustki przeznaczone dla Hotentotów? Wie pan zapewne, że Anglicy wysyłają te rzeczy dzikusom afrykańskim, a czarni bracia nasi wpadają na widok tych barw w stan niebiańskiego zachwytu. Czy pan sądzi, panie pastorze Hansted, że zjawiska przyrody, jak np. zachód słońca, mają wyłączne przeznaczenie pobudzania uczucia zadowolenia pół-ludzi, zarówno białych, jak czarnych, a także zwierząt? Takie, zionące żarem niebo odpowiada w pełni idei piękna, jaką posiadają istoty tego rzędu. Podnieca je śpiew słowików, rechot żab...
— Racja, zupełna racja, panno Tönnesen! — przerwał jej Emanuel, kłaniając się zlekka szyderczo, bo nie uważał już za potrzebne brać ją na serjo — Szkoda tylko, że Stwórca, zaczynając robić nieudolny kicz, jakim jest świat, nie miał sposobności naradzić się z panią. Nie byłby wówczas dobry jeno dla Kabylów i Hotentotów. Przypominam sobie atoli, że gdym panią ujrzał dziś po raz pierwszy, raczyłeś siedzieć na zwykłej, ordynarnej trawie, a o ile mogłem osądzić, byłaś pani wraz z resztą towarzystwa w bardzo wesołym nastroju. To znaczy, że obcowanie z przyrodą oddziaływa i na panią korzystnie.
— Trudna rada! — rzekła, wzruszając ramionami — Zawsze jest jeszcze w człowieku trochę zwierzęcia. To też napada nas ochota grzać się w słońcu, tarzać po trawie, lub skakać po lesie. Czegóż to jednak dowodzi? Wiem dobrze, że zakochani lubują się w wędrówkach podczas księżycowych nocy, atoli ja, nie zakochana, uważam księżycową noc za coś najszkaradniejszego. Przypomina mi to trupiarnię. Widać tedy, natura budzi w ludziach także mniej wzniosłe uczucia...