Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na wielkim wygonie za domem kończył cieśla Nielsen, wraz z kilku pomocnikami wielki namiot, gdzie miano ucztować, a dziewczęta przystrajały salę zebrań wieńcami zieleni i malowanemi herbami. Wszędzie, w całej wsi powiewały flagi, zaś przed bramą domu panny młodej sterczały dwa maszty, owinięte jedliną, połączone u góry płachtą, na której widniał wielki napis „Witajcie.“
Ślub naznaczony był na dwunastą, ale już o dziesiątej zaczęli się schodzić goście weselni. Przyszedł też Emanuel, który po długim namyśle postanowił brać ślub w szatach kościelnych. Stoły z przekąskami ustawiono w niebiesko malowanej „sali,“ gdzie przyjmował przybywających mężczyzn wódką i piwem Villing we własnej osobie, pełniący funkcje mistrza ceremonji.
Na wyraźne życzenie Emanuela nie naruszono w niczem obyczajów weselnych, panujących w okolicy. Sam on jeno odmówił wódki, poprzestając na ciemnem piwie.
W ciągu godziny cały dom napełnił szczelnie tłum przybranych odświętnie gości, a ciągle przybywali nowi. Wszyscy rozważali nader ważne zagadnienie, kto da ślub młodej parze. Emanuel pojechał przed paru dniami do stolicy, w celu poradzenia się w tej sprawie biskupa, a dostojnik ten oświadczył, że sam może dopełni sakramentu, bo jako stary przyjaciel pani Hansted jest poniekąd najbliższy Emanuelowi. Cała też wieś czekała w napięciu wielkiem na ten zaszczyt, jaki miał na nią spłynąć.
O pół do dwunastej zajechały wozy chłopów, w liczbie około trzydziestu i zaczęto się w nich sadowić. Wozy, przeznaczone dla nowożeńców i najbliższych krewnych, wjechały w podwórze, reszta