Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wania godnej mierze zatracasz pan pierwotną swą uprzejmość.
I w tem ma pani zupełną rację. Czuję sam dobrze, że nie nadaję się do tego towarzystwa, i właśnie przed spotkaniem pani chciałem je opuścić. Na wypadek, gdyby czcigodny ojciec pani pytał o mnie, będzie pani może łaskawą przeprosić go za mą nieobecność.
Skłonił jej się głęboko i wyszedł.
Panna Ranghilda została w progu, wiodąc za nim oczyma, zdumiona niewymownie, jakby z nieba spadła.