Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścisłości faktograficzne Szwarz-Barta. Sandauer zna może lepiej od Szwarz-Barta Białystok, ale co z tego. W sztuce nie o faktografię chodzi. Sandauer wyśmiewa szperactwo faktograficzne Boya-Żeleńskiego, a sam z drobiazgów pozaliterackich buduje swoje oskarżenia. Co z tego, że Rudnicki ma kilka czy kilkanaście nieudanych metafor, że popełnił kilkanaście czy kilkadziesiąt błędów stylistycznych. Tą metodą można by bez trudu dowieść, że Faulkner jest amerykańską Margaret Mitchell. Wszystko, czego nie umieścił Sandauer w przypisach pamfletu na Rudnickiego, to przysłowiowe strzały kulą w płot. Gdyby Sandauer mniej był zadufany w sobie i przeczytał co ważniejsze artykuły krytyczne o twórczości Adolfa Rudnickiego, zrozumiałby może, że nie tylko naiwna apologetyka przeważa w tych tekstach. Światowiec mógłby się może co nieco nauczyć także od „wychowanych w pełnej kulturalnej izolacji“.
Ślady takiej lektury widać w pamflecie na Andrzejewskiego. Wszystko, co ma w nim jakikolwiek sens, zostało napisane przez wielu, między innymi przez niżej podpisanego. Sandauer zabarwił jedynie swoje wywody pikantnymi aluzjami, że „Prosto z mostu“, że „kompleks mistrza“, że „mit młodzieńca w długich butach“. Do kogóż zaadresowane są te aluzje? Chyba do bywalców kilku literackich kawiarni, którymi Sandauer tak pogardza. Gdyby kogokolwiek te aluzje gorszyły, można by znów bez trudu dowieść, że trzy czwarte pisarzy świata nie zasługuje na uwagę. Podobnie wygląda sprawa we wszystkich innych wypadkach. Rewelacje filologiczne na temat prac Kotta zostały sumiennie wyliczone przez pewnego wybitnego profesora i znają je nawet studenci polonistyki, którym to wcale nie przeszkadza dostrzegać urok osobowości niekonwencjonalnego wykładowcy.