Przejdź do zawartości

Strona:Gustaw Meyrink - Zielona twarz.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w żłobie leżało i mogło by zdjąć klątwę, która na każdem złocie spoczywa. Narodziło się więc na nieszczęście, zanim jeszcze ta noc minie. — I kadzidło Baltazara za późno przyszło.
Ale ty, Gabrjelu, słuchaj: nie wyciągaj ręki po żniwo, które nie jest dość białe do ścięcia, żeby sierp nie zranił parobka i żeby pszenicy nie odebrał żniwiarza“.
Panna de Bourignon, która podczas jego mowy najczęściej oczarowana wzdychała, nie trudząc się nawet o zrozumienie jej ciemnego znaczenia, wydała okrzyk radości, skoro wymówione zostało jej duchowe imię „Gabrjel“ i szepnęła gwałtownie kilka słów do Mary Faatz, która na to szybko izbę opuściła.
Swammerdam, który to zauważył, chciał jej w tem przeszkodzić, ale nadszedł za późno, dziewczyna zeszła właśnie ze schodów.
Znękany opuścił rękę i wstrząsnął tylko z rezygnacją głową, gdy strażniczka progu ze zdziwieniem nań spojrzała.
Szewc na chwilę przyszedł do siebie i trwożnie zawołał na swą wnuczkę, wkrótce potem jednak znowu zapadł w swoją ekstazę.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W szynku portowym „Prins van Oranje“ przez cały ten czas siedziało razem jakieś rozpustne towarzystwo pięciu ludzi i grało z po-