Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwycało wzrok mój. Woń ciężka i ciepła unosiła się w słońcu w rytmie oddechu.
Nagle Juliana wyprostowała się szybko, cofnęła blednąc, z niepokojem w oczach, ze skrzywionemi kurczowo ustami, jakby pod wpływem mdłości, mówiąc:
— Ten zapach jest okropny! Dostaje się od niego formalnie zawrotu głowy. A na ciebie on tak nie oddziaływa, mateczko?
I odwróciła się by wyjść, zrobiła kilka kroków niepewnych i chwiejnych i spiesznie opuściła pokój. Matka poszła za nią.
Patrzałem na nie, jak się oddalały długim szeregiem drzwi, pod wpływem wciąż jeszcze wrażeń poprzednich, pogrążony w zadumie.