Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Dwie.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
DWIE
przez
Gabryelę Zapolską.

W chwili gdy Hanka wynosiła z jadalni talerze, starsza pani powiodła za nią badawczym z pod krzaczystych brwi wzrokiem.
— Co mama tak się Hance przygląda? — spytał Furkowski, rozkładając na białym obrusie czerwone swe ręce, poplamione koło paznogci fioletowym atramentem.
„Mama“ skrzywiła się octowo.
— Nic, nic!... — odparła suchym, bezdźwięcznym głosem.
Zesznurowała usta, wzruszyła ramionami i po chwili milczenia krzyknęła dobitnie, zwracając się w stronę kuchni:
— Hanka!... leguminę!...
— Zaraz!... — doleciała przeze drzwi odpowiedź.
— Żydowskie zaraz!... — mruknęła starsza pani.
Zapadło znów milczenie, przerywane tylko uderzeniem tępego narzędzia w formę blaszaną, którym to sposobem zapewne Hanka ułatwiała sobie „wyjęcie“ żądanej leguminy.
Pomiędzy matką i mężem — w jasnym flanelowym szlafroku, lawową broszką spiętym u szyi, siedziała Michasia, prezentując w półcieniu zalegającym jadalkę — swą twarzyczkę pobladłą, wyżółkłą, z rysami nagle wyciągniętemi, postarzałemi, z sinemi plamami pod zaspanemi, błękitnemi oczyma.