Przejdź do zawartości

Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
IV.
SARAGOSSA.
KARTKA Z PODRÓŻY.

Spałem w najlepsze gdy nagle zbudził mię donośny głos konduktora: «Saragossa!». Ocknąwszy się, poczułem przenikliwy chłód nocny, wlatujący przez otwarte drzwi wagonu, a jednocześnie spostrzegłem brudną latarnię z chwiejącym się od wiatru płomieniem gazowym. Naprzeciw było jakieś okno, w oknie zaś, w miejscu jednej z górnych szyb, tkwił kwadratowy cyferblat zegaru, ze wskazówką na drugiej godzinie. Wiedząc, że w Saragossie muszę się przesiadać, zawołałem na posługacza, żeby mi zabrał tłomoczki... W brudnej sali I i II klasy, pełnej restauracyjnego zaduchu, ujrzałem kilka nakrytych stołów, bufet, garsona z serwetą pod pachą, apatycznie spoglądającego na nieliczną garstkę wchodzących podróżnych, i zaspanego żandarma w stosowanym kapeluszu.
Miałem dwie godziny czasu przed sobą. Co robić tedy? Naśladując przykład innych pasażerów, zażądałem czarnej kawy z koniakiem, a przekonawszy się, że i w Saragossie wiedzą o istnieniu cykoryi, wyszedłem na pusty peron, w nadziei, że może tam uda mi się oderwać od prozaicznej i nudnej rzeczywistości... Nie zapominałem bowiem, gdzie jestem, a myśl o tem, że oddycham powietrzem Saragossy, pod którą za Napoleona przelało się tyle krwi polskiej, nie opuszczała mnie ani na chwilę. Patrząc na szereg latarni gazowych, oświetlających wielką oszkloną halę o dwóch wylotach, i na różnobarwne sygnały, migocące wzdłuż plantu kolejowego, nie mogłem się