Przejdź do zawartości

Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a w Róży jak roście, tak roście...[1], tedy mię zaraz wszystkie odpadają imprezy«. A tu, jakby na złość, sprawy układały się tak, że ani sposób było pomyśleć o tem, by w oznaczonym czasie, t. j. 25 czerwca, stanąć w Warszawie. Nadszedł dzień 27 t. m., a rozkochany Céladon, choć się skręcał z tęsknoty za swą Jutrzenką, jeszcze nie mógł się puścić do Warszawy. Na domiar złego, tegoż samego dnia 27 czerwca, otrzymał listy od wojewody ruskiego, które sprawiły, że musiał jechać na kilka godzin »konno i w upał« do Lwowa. »Jutro jednak — zapewniał Marysieńkę — by też i strzały padały, przy łasce Bożej, wyjadę. Cugi rozsadzone niech mię tam czekają«. W takiem usposobieniu popędził do Lwowa, stamtąd zaś, po załatwieniu wszystkiego, tak pisał — już na wyjezdnem — do swej żoneczki: »We czwartek albo piątek obłapię pewnie swego kochanego Korynka (rodzenek), któregobym dusznie rad zastał u jmp. Łowczego, bo tam, w jego gospodzie, niesłychanie niewcześnie i, jeśli się jeszcze późno przyjedzie, to tam srodze daleko; a trzeba się na Korysieńku pomścić wszystkich impacyencyj«.
Było to zwykłe naznaczenie schadzki, która w tym razie miała być rzeczywiście »arcymiłosną«. Wspomnianym Łowczym był Żelęcki, »stryjaszek« Sobieskiego, ożeniony z Wodyńską z Sobieskich, u którego przyszły Jan III, ile razy bawił w Warszawie, miał swoje pied à terre. Tam pragnął się teraz spotkać z Marysieńką...
W parę dni później, ostatniego czerwca lub pierwszego lipca, stanął Sobieski w Warszawie, gdzie musiał się odrazu »pomścić swych impacyencyj« na Marysieńce, skoro d. 2 lipca pisząc do siostry, Radziwiłłowej, którą prosił na swoje wesele, pisał między innemi, co następuje: »Przyjeżdżajże tedy WXM. jak najprędzej widzieć teraz to, czegoś tak życzyła, bo przyznam bezpiecznie, że nad się szczęśliwszego na świecie nie widzę i nie imaginuję człowieka«.

Tegoż dnia rozpoczęły się przygotowania weselne. Zaczęło się od tego, że Maciej Matczyński przybył do pałacu kró-

  1. Słusznie zapytuje w tem miejscu Korzon: »co mogło w tym czasie rosnąć i rosnąć »w Róży«, t. j. w Marysieńce?« Odpowiedź na to pytanie, o ile jest łatwa, o tyle wypada niesłychanie drastycznie.