Przejdź do zawartości

Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szych członków zgromadzenia 00. Zmartwychwstańców, po siedmiu latach sam w końcu został uczniem pana Andrzeja. »Wyznaję, słowa są X. Duńskiego, że na drodze żywota mojego nie napotkałem człowieka, ani czytałem takiej książki, któraby pokazała tak wysokie i wielkie pojęcie o ofierze Jezusa Chrystusa, jak ją pokazuje Andrzej Towiański, a ofiary tej naucza słowem, życiem całem i przykładem«. Wogóle twierdził X. Duński, że w życiu swojem spotkał tylko dwóch ludzi, których widok »nieziemsko« go przejął: Piusa IX i Towiańskiego. W sposobie mówienia Mistrza, zdaniem X. Duńskiego, wiele było rysów, przypominających Piusa IX. To też nie dziwił się, że »ten człowiek nadzwyczajny« wprawił ludzi w taki podziw dla siebie, »bo nigdy, powiada, nie spotkałem człowieka, mówiącego z taką pogodą, jasnością, pewnością, a razem pełen prostoty i miłości«. »Widziałem w nim prawdziwą pokorę, z zachowaniem wolności i godności chrześcijańskiej: wielką miłość Chrystusa Pana i wszelkiej prawdy, niesłychaną wiedzę i praktyczne jawienie skarbów Bożych, w skale Piotrowej złożonych; w rozmowie i każdym czynie — ton czysto chrześcijański (płynący z miłości Boga i bliźniego), ton, prawie już zagubiony na ziemi; żadnego oglądania się na osoby: żebraka przyjmie do braterstwa, równie, jak wielkiego podług ziemi. Ze wszystkiego, co widziałem i słyszałem, mniemam, iż jest to prawwdziwy sługa Chrystusa, sługa epoki, jak się sam nazywa. Mam sumienne przekonanie (a świadectwo tego dziś praktycznie w sobie noszę!), że człowiek ten jest jedyny do podania każdemu stanowi słowa i idei ożywiającej, pokazującej drogę praktyczną chrześcijańską. Wychodziłem od niego, po każdej rozmowie, z najgorętszem pragnieniem stanięcia lepiej przed Bogiem i ludźmi, w wielkiem i świętem powołaniu kapłana». Tak pisał X. Duński, do niedawna jeden z najżarliwszych bojowników w walce z Towiańczykami. Z podobnym entuzyazmem pisze o »Mistrzu« Karol Baykowski. Powiada on, że młode swe lata spędził w ciężkiej walce chrześcijańskiego sumienia z patryotyzmem, opartym na nienawiści. Stąd rozdźwięk moralny, który go wtrącił w ponurą melancholię. Możeby wpadł w obłąkanie, gdyby nie zbliżenie się w r. 1848 do Towiańskiego: od chwili, kiedy go poznał, poczuł odrazu, że mu w duszy zajaśniało słońce. Oto co sam pisze w tej mierze w swojem piśmie Z nad grobu: »Witajże mi nakoniec, dniu wielce błogosławiony —