Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

walczyła, tem szybciej osuwały się mchy i piaski, tem zawrotniej spadała wdół. Była już tylko o 30 stóp od morza, na skraju urwistej skały, niemal prostopadłej. Sekunda jeszcze, a nie będzie dla niej ratunku. Emilkę ogarnęła rozpacz i groza; wtem poczuła, że się zatrzymuje: mchy leciały wdół nadal, ale ona zawisła na samym brzegu; występ skalny, zawieszony nad morzem, przytrzymał ją, ale powierzchnia ta była tak znikoma i krucha, że najmniejszy ruch dziewczynki mógł spowodować dalszy upadek, stoczenie się w przepaść, w głębiny morskie.
Leżała cichutko, usiłując zebrać myśli, usiłując opanować przerażenie. Była bardzo oddalona od wszelkich domostw, nikt nie byłby mógł usłyszeć jej krzyku. Nie śmiała się poruszyć, bo każdy jej ruch mógł wywołać oberwanie się wąskiego skrawka ziemi, na którym leżała. Jak długo zdoła tak przeleżeć bez ruchu? Noc nadchodziła. Ciotka Nancy zacznie się niepokoić, gdy się ściemni i pośle Karolinę na poszukiwania. Ale Karolina nigdy jej nie znajdzie. Nikomu nie przyjdzie do głowy tu jej szukać, tak daleko od Księżego Stawu. Przeleżeć tak całą noc... czekać na pomoc, która może nigdy nie nadejdzie.... Emilka z trudem zapanowała nad drżeniem, które mogło być katastrofalne w tej sytuacji.
Spojrzała już raz śmierci w oczy, a przynajmniej sądziła, że spojrzała jej w oczy owego wieczora, kiedy Wysoki Jan powiedział jej, że zjadła zatrute jabłko. Ale obecne położenie była stokroć gorsze. Umrzeć tutaj, w samotności, zdala od domu! Oni tam nie dowiedzą się nawet, co się z nią stało, nigdy jej nie odszukają. Sępy, lub kruki wydziobią jej oczy. Tak plas-

320