Przejdź do zawartości

Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dam tak, jak ten lub ów: wyglądam jak ja sama, jestem podobna do siebie, ot i wszystko!
Ciotka Nancy roześmiała się.
— Ognista natura, jak widzę. Dobrze. Nigdy nie lubiłam pokornej młodzieży. A zatem nie jesteś głupia, co?
— Nie. Nie jestem głupia.
Tym razem skrzywiła się ciotka Nancy. Sztuczne zęby wyglądały drapieżnie w jej brunatnej starej twarzy, stanowiąc jaskrawy kontrast swą śnieżną białością.
— Dobrze. Mózg więcej jest wart, niż uroda. Rozum nie przemija, piękność — bardzo szybko. Ot, ja naprzykład. Karolina tu obecna, nie miała nigdy ani rozumu, ani piękności, prawda, Karolino? Chodźmy na kolację. Bogu dzięki, żołądek mi dopisuje lepiej, niż uroda.
Ciotka Nancy dowlekła się z pomocą laski do stołu w jadalni. Usiadła po jednej stronie stołu, Karolina po drugiej, Emilka między niemi. Czuła się nieswojo. Ale już tworzyła w myśli opis tego, co widziała, przeznaczony dla pamiętnika od kuzyna Jimmy.
— Ciekawa jestem, czy ktokolwiek będzie opłakiwał twoją śmierć — rozmyślała, patrząc intensywnie na Karolinę.
— Opowiedz mi teraz — rzekła ciotka Nancy — jak się to stało, skoro nie jesteś głupia, że wystosowałaś do mnie za pierwszym razem taki idjotyczny list. Boże, jakiż on był niedorzeczny! Czytuję go Karolinie za karę, gdy jest niegrzeczna.
— Nie mogłam napisać innego listu, bo ciotka Elżbieta zapowiedziała zgóry, że go przeczyta.
— Wierzę, to całkiem do niej podobne. No, tu-

296