Przejdź do zawartości

Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czyj ślub?
— Święta naiwności! Twój własny, rzecz jasna!
— Nie mam zamiaru wyjść zamąż — rzekła Emilka, naśladując wcale nieźle ton i sposób mówienia ciotki Elżbiety.
— Hm, sama panna Elżbieta lepiejby nie powiedziała... Może i racja...
— Miałam na myśli — rzekła Emilka, przerażona, że może uraziła starego Kelly’ego tą odprawą wszystkich mężczyzn — że jestem za młoda, aby wyjść zamąż.
— Im młodsza, tem lepiej. A tu oto jest pudełko cukierków dla ciebie. Stary Kelly zawsze częstuje damy. A teraz opowiedz mi o nim.
— O kim?
— O twoim chłopcu, naturalnie.
— Ja nie mam mego chłopca. Panie Kelly, nie powinien pan rozmawiać ze mną o takich rzeczach.
— Zapewne, gdybym był wiedział, że to niepożądany temat. Ale ja źle nie myślałem, wierz mi poprostu trafiłem kulą w płot.
Nastąpiło dłuższe milczenie. Emilka przyglądała się krajobrazowi i już zaczynała snuć w duszy marzenia, już jej świtały nowe rymy...
— A więc jedziesz w odwiedziny do starszej pani z Księżego Stawu? — spytał znowu stary Kelly. — Nigdy tam nie byłaś?
Nie. —
— Tam jest istne zatrzęsienie Priestów. To jest ród równie dumny jak Murrayowie. Ale słuchaj, drogie dziecko — dodał stary Kelly, zniżając głos — nie wychodź nigdy zamąż za żadnego z Priestów.

291